Ludzie tak pięknie ukrywają prawdę,
chowają ją,jakby była skarbem, którego nie chcą stracić. Robią
wszystko, aby nikt się o nim nie dowiedział. Boją się, boją o
to, że wyjawienie sekretu zniszczy całe ich życie. Boją się, ze
stracą wszystko, co mają. Kłamią, oszukują, kantują, zakładają
na twarz maski i próbują normalnie funkcjonować. Po pewnym czasie
zaczynają się dusić, męczyć, tracą kontrolę nad tym,co robią.
Powoli upadają pod ciężarem łgarstw i oszustw, gubią ścieżkę.
Wtedy zauważamy, że coś było nie tak, że człowiek się zmienił,
stał się kimś innym. Otwieramy oczy, szukamy powodów i w
ostatniej chwili je znajdujemy. Tak też było ze mną, nie zwracałem
uwagi na zachowanie Gerarda, ponieważ wiedziałem, że jest
odmieńcem i wziąłem jego
postawy za normalne. Jednak byłem w błędzie, mój przyjaciel miał
problemy, o których nie miałem pojęcia. Gdy tylko przeczytałem
ulotkę wiedziałem, że muszę mu pomóc.
Wstałem z
podłogi, zacząłem chodzić po salonie z nadzieją,że wymyślę
sposób na to, by wesprzeć przyjaciela. Podszedłem do piania,
oparłem się o niego rękoma i myślałem, gapiąc się na klawisze
instrumentu. Nagle przed oczami dostrzegłem pełne zdania, a w głowie
rozbrzmiała melodia, która pięknie komponowała się z tekstem:
1
If I face my fears,
would my skies be all but clear?
Probably not.
would my skies be all but clear?
Probably not.
Czułem
przypływ natchnienia do napisania wspaniałej piosenki.
Nie namyślając się długo, popędziłem po swoją gitarę.
Usiadłem na łóżku i grałem to, co podpowiadało mi serce, dusza.
Moje palce swobodnie szarpały struny, bez problemu układałem nowe
zwrotki, które współpracowały z wydawanymi przez instrument
dźwiękami.
Then again
I’ve always held my doubts
so close to my heart
that these frames
have trapped all my better days.
There they stay
frozen and unscathed.
I’ve always held my doubts
so close to my heart
that these frames
have trapped all my better days.
There they stay
frozen and unscathed.
Po
długiej przerwie znowu zacząłem pisać, czułem się niesamowicie,
jakbym rozpoczął coś nowego. Mimo że niepierwszy raz tworzyłem
piosenkę, to nigdy nie byłem tak szczęśliwy i spełniony, jak
teraz.
I traveled far,
I reached for the stars.
but those stars
don’t reach back,
they’re better left alone,
everyone will tell you.
I never felt more alone
than when I fell.
I reached for the stars.
but those stars
don’t reach back,
they’re better left alone,
everyone will tell you.
I never felt more alone
than when I fell.
-Dlaczego tak klniesz, Franklinie?- odezwał się głos zza drzwi.
-Gerard? Nie...- ze zdziwienia oparłem się łokciami o łóżko.
-Nie wiedziałeś, że wcześniej wrócę.- dokończył za mnie- A widzisz, jestem. Byłeś grzeczny?
-Tak, ale...
-Na obiad wpadnie do nas mój znajomy.- dodał.
-Kto taki?
-Polubisz go, Franklinie.- odpowiedział tajemniczo. Gee i te jego gierki. Muszę w końcu się przyzwyczaić, że ten człowiek nigdy nie da mi jasno niczego do zrozumienia.- Nakarm kota i przyjdź do mnie, dobrze?
-No... Okej.- odparłem obojętnie. Gdy gospodarz oddalił się od sypiali, wstałem i podniosłem leżące wiosło. Spojrzałem na gryf i pudło, przypomniały mi się czasy, gdy grałem na nim dla ojca, gdy było w porządku między nami. Jak szybko wszystko mija, ucieka. Jeszcze niedawno męczyłem się w domu, gdzie codziennością były awantury, pobicia i wyzwiska. Chciałem opuścić tamto miejsce, być wolnym, posłusznym tylko sobie.
2
Gdy rzeki obojętne zniosły mnie na fali,
Nie
czułem już nad sobą władzy holowników.
Indianie
ich do barwnych palów przywiązali
I
obnażonych wzięli na cel wśród okrzyków.
[...]
W końcu udało mi się, zbiegłem ojcu i mogłem żyć po swojemu,
bez niego, bez tego rygoru i strachu. Byłem teraz ja, moja gitara i
nowy przyjaciel. Świat stał dla mnie otworem, jedyną przeszkodą
została jedna osoba- moja. Ale wiedziałem, że poradzę sobie.
I
odtąd kąpałem się w poemacie morza
Nasyconym
gwiazdami, mlecznym od nich
pyłku,
Pożerałem
lazury, gdzie się czasem wdrąża
Topielec
zamyślony, płynąc bez wysiłku;
[…]
Udałem się do kuchni, gdzie musiałem nakarmić pupila Way'a.
Sięgnąłem do półki po karmę i odwróciłem się,aby zawołać
malucha. Spojrzyłem pod nogi, a ten już grzecznie czekał na
jedzenie. Patrzył na mnie swoimi maślanymi oczkami, jakby błagał
mnie o szybsze podanie posiłku.
-No dobra.- pogłaskałem sierściucha i nasypałem do miski Whiskas'a. Zadanie wypełnione, więc powędrowałem do Gerarda.
-Frankie, musimy porozmawiać.- oznajmił mężczyzna zanim wszedłem do łazienki,w której się golił- Musisz wiedzieć coś bardzo ważnego.
-Gerard, ja już wiem...- powiedziałem, zagryzając dolną wargę.
-Co wiesz?- zdziwił się nauczyciel.
-Że jesteś chory.-odpowiedziałem ze łzami w oczach.
-Co takiego?- wyszczerzył oczy- Chory? Ja?
-No tak. Przeczytałem ulotkę,którą rano trzymałeś w ręce.- mówiłem, starając się opanować emocje.
-Mój drogi przyjacielu!- zarechotał Way.- Nie to chciałem powiedzieć.
-Jak to?!- wytarłem rękawem policzki z kropel słonych łez.
-Chciałem oznajmić, że na obiad przyjdzie ktoś, kto kiedyś wiele dla mnie znaczył.
-A... Kto taki?- ogłupiałem.
-Miałem nic teraz nie mówić, jednak po dłuższych namysłach ustaliłem,że lepiej, byś znał moją mała tajemnicę.- zaczął wolno- Otóż, niejaki gość to... - zatrzymał się na chwilę,aby wziąć głęboki wdech- To mój były narzeczony...
-N-narzeczony?- uśmiechnąłem się pod nosem- Twój?
-Tak. Byliśmy razem dekadę. Zaręczyny zerwał pięć lat temu,a dokładniej dwa dni przed naszym ślubem.
-Dlaczego?!- dopytywałem się.
-Tę historię opowiem przy innej okazji. Natomiast teraz, musisz wiedzieć, że nic już nas nie łączy.- ciągnął dalej- No, jedynie praca. Maluję dla niego i dzisiaj zawita w nasze skromnie progi,gdyż chce złożyć większe zamówienie.
-Co to znaczy?
-Prawdopodobnie mam namalować jakiś kontrowersyjne obrazy dla jego firmy.
-To wspaniale!
-A, tak, cudownie.- powiedział obojętnie.- Franklinie, słyszałem,jak dzisiaj grałeś.- dodał ni stąd, ni stamtąd- Mógłbyś zaśpiewać dla mnie tę piękną piosenkę?
-Nie!- wrzasnąłem zdziwiony.
-Ale...
-Nie, bo nie jest dokończona. Straciłem wenę.
-No cóż, zdarza się, mój drogi.- mówiąc to, poczochrał moje
włosy i wyszedł z pomieszczenia- Idę robić obiad. Zechcesz mi
pomóc?
-Uhg, w porządku.
W eterze można było wyczuć zapach pieczonej kaczki w
pomarańczach oraz ryżu curry. Całe mieszkanie wypełnione zostało
wonią przyrządzanych potraw. Wyjąłem z szafek sztućce, kieliszki
do wina oraz talerze i elegancko ułożyłem je na blacie. Gee wyciągnął
z piekarnika główne danie i postawił je obok zastawy. Wszystko
było gotowe na przybycie gościa.
-Denerwujesz się?- spytałem zaniepokojony zachowaniem przyjaciela.
-Nie, dlaczego pytasz?
-Wyglądasz,jakbyś się czegoś obawiał.
-Wydaje ci się.- wyjaśnił, klepiąc mnie po ramieniu. W tym samym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi- O, to on.- wyszeptał i poszedł otworzyć przybyszowi.
-Dzień dobry, Gerardzie!- przywitał się mężczyzna.
-Witaj, Miles!- profesor objął ex-narzeczonego, po czym odsunął się,aby mnie zawołać- Franklinie, chodź tutaj!
-Och, masz gościa?- zdziwił się Miles.
-Nie, to mój współlokator.- powiedział artysta- O, proszę.
-Dzień dobry.- wydukałem, patrząc pod nogi.
-Cześć, młody.- rzekł wesoło znajomy głos. Podniosłem wzrok i spojrzałem na twarz Miles'a. Była blada, lekko pomarszczona. Usta wykrzywił w szczery uśmiech, przez co na policzkach miał małe dołeczki. Jego niebieskie tęczówki pasowały do krókich, blond włosów. Odziany był w elegancką, czarną, sztruksową marynarkę i spodnie o tej samej barwie z drogiego materiału. Na nogach miał granatowe Conversy, co kontrastowało z całym ubiorem. Wpatrywałem się w gościa i już wiedziałem, że go znam. Nie mogłem uwierzyć! To był starszy brat... Nie! Niemożliwe! Brat Aarona?!- My się chyba znamy.- dodał.
-Doprawdy?- zdziwił się Way.
-Owszem, Iero przyjaźnił się z moim młodszym ,o osiemnaście lat , bratem.- tłumaczył Yellow.
-O, jaka niespodzianka.- deklamował gospodarz- Chodźmy do kuchni, bo obiad nam wystygnie.
Jedliśmy przygotowane danie w ciszy, tylko czasami Way wymieniał
parę zdań z Miles'em. Było dość niezręcznie, przynajmniej w
moich odczuciach. Obecność jednego członka z rodziny Aarona nie należała do komfortowych, przez co miałem
ochotę uciec daleko od niego. Gerard wstał, by nalać nam
czerwonego, słodkiego wina.
-Takie,jak lubisz, Miles.- uśmiechnął się Way.
-Jeszcze pamiętasz?- zachichotał były mojego opiekuna.
-Oj, żebyś wiedział. Pamiętam każdą twoją fobię, upodobanie.
-Jesteś niesamowity, wiesz?- szepnął Yellow. Gerard natychmiastowo zarumieniał na twarzy. Poważnie, flirty z bratem największego homofoba w Newark? Mężczyźni patrzyli sobie głęboko w oczy, co jakiś czas zalotnie uśmiechając się. Żałuję, że nie widziałem swojej miny- wykrzywiałem usta w każdą możliwą stronę, starając się nie zwymiotować tęczą.
-Miles, może powiesz, jakie obrazy chcesz mieć w swojej firmie?- przerwałem radośnie-żałosną chwilę między kochankami.
-Och, tak.- ocknął się mężczyzna- Chciałbym, aby zawisły u mnie obrazy nagich, zakochanych gejów i lesbijek.
-Mhm, cudowne.- mruknąłem ironicznie pod nosem.
-Ile?- zapytał Gee.
-Po dwa. Zapłacę osiemset tysięcy dolarów za dwa obrazy gejów i czterysta tysięcy za dwa z lesbijkami.
-Moje obrazy nie są tyle warte.- wyjąkał Way.
-Są, mój kochany!
-Nie. Ponad milion dolarów za wizerunki homoseksualistów?
-Wiem,że podołasz zadaniu. Jesteś wybitnym artystą i nie żałują ani grosza na twoje dzieła.
-To zauważyłem już dawno temu.- potwierdził czarnowłosy. Przewróciłem jednoznacznie oczami i wstałem z miejsca.
-Ja już opuszczę panów.- stwierdziłem.
-No, dobrze. My jeszcze porozmawiamy.- pożegnałem się i poszedłem do korytarza. Nałożyłem Vansy oraz zarzuciłem na ramiona bluzę i wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi, nie chciałem siedzieć z bratem Aarona,zbyt przypominał młodego, co bardzo mnie denerwowało. Zeskakiwałem ze schodka na schodek, w ten sposób szybciej znalazłem się przy wyjściu z klatki.
Nastała noc, księżyc oświetlał swoim blaskiem
czarne chodniki,a wilgotne powietrze zdradzało, iż wcześniej
padał deszcz. Na dworze było zimno i ciemno. Nikt nie wędrował
po okolicy, byłem sam. Schowałem w kieszenie ręce i ruszyłem
przed siebie, patrząc na boki i rozmyślając. Przez Miles'a pewna
harmonia została zachwiana. Nie podobało mi się to, jak patrzył
na Way'a, jak z nim rozmawiał. Przecież zostawił go na kilka dni
przed ślubem! Czułem, że ten człowiek coś kombinuje, ale nie
miałem na to żadnych dowodów. Wędrowałem bez celu, nie
obchodziło mnie, gdzie dojdę, po prostu chciałem opuścić
miejsce pełne łgarstwa i dziwnych zalotów. Miałem jedynie
nadzieję,że Gee nie pójdzie z tym fjutem to łóżka, przecież
nie jest naiwną dziewczynką. W dodatku, zdziwiła mnie suma jaką
Yellow chce dać nauczycielowi za cztery obrazy. Kto normalny płaci
milion dwieście tysięcy dolarów za malunki gołych homosiów? D z
i w n e. Dotarłem na plac zabaw, gdzie uciekłem od ojca. Żółte,
słabe światło latarni padało na mokrą trawę, cała
przestrzeń wyglądała dość mrocznie i nieciekawie. Usiadłem na
ławkę i patrzyłem ciemne punkty. Zamknąłem oczy.
So
I don't know why...
-Kurwa.- warknąłem. Dalej nie mogłem wymyślić nic sensownego.
Siedziałem tak i ciągle myślałem, gdy nagle moją uwagę przykuła
czarna postać, która stała pod migającą latarnią. Wstałem,
strach obleciał moje ciało. Nie wiedziałem,co robić.
Wyszczerzyłem wzrok,aby zbadać ową zjawę. Oprócz długiej,
ciemnej szaty nie mogłem niczego więcej zobaczyć. Zimny wiatr
otulał moje plecy, kark i dłonie. Przeszedł mnie nieprzyjemny
dreszcz. Odwróciłem na chwilę głowę, aby zobaczyć, czy nie ma kogoś jeszcze. Gdy wróciłem wzrokiem na szalejące światło, tajemniczej osoby już tam nie było. Uszczypnąłem się w
rękę, aby móc ruszyć z miejsca i skierować się do domu. Dla pewności obróciłem się, by zapewnić swoją wyobraźnie, iż zostałem sam i pędem opuściłem te dziwne miejsce. Starałem
się nie myśleć o zaistniałej sytuacji, próbowałem wyłączyć
myśli i po prostu iść.
3
Czemu tak samotny,
W ponurych tylko marzeń towarzystwie?
Żywiący ciągle owe myśli, które
Powinny były umrzeć razem z tymi
Co je wzbudzają.
W ponurych tylko marzeń towarzystwie?
Żywiący ciągle owe myśli, które
Powinny były umrzeć razem z tymi
Co je wzbudzają.
Na
co nie ma środka,
Nad tym się nie ma i co zastanawiać;
Co się raz stało, już się nie odstanie.
Nad tym się nie ma i co zastanawiać;
Co się raz stało, już się nie odstanie.
4
Miejmy otuchę! Ta tylko noc nęka,
Po której nigdy nie ma
wznijść jutrzenka.
Wbiegłem szybko do klatki i zaraz znalazłem się pod drzwiami
swojego mieszkania. Otworzyłem drzwi i wystraszony wszedłem do
środka.
-Franklinie!- oniemiał Gerard.
-Nic, ja już... Dobranoc.- mówiąc to, poszedłem do sypialni i schowałem się pod kołdrą.
Zgaśnij
wątłe światło!
Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.
Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.
Marzyłem tylko, by zasnąć i zapomnieć o tym dniu. Czułem
się źle, coś strasznego wisiało w powietrzu. Nie chciałem
wiedzieć co, nie chciałem.
X X X
-Śpi, moja droga.
-Czy oddycha?
-A oddycha.
-Może trzeba to zmienić?
-Nie, czas jeszcze nie ten.
-Kochana, jego nić jest taka słaba. Niech ja ją przetnę.
-Absolutnie. On ma jeszcze czas, musi żyć.
-Moje słodkie, dajcie mu spokój. Trzymajmy go, a już niedługo.
X X X
Nikt nie zna dnia ani godziny, nikt nie wie, kiedy odejdzie z tego
świata. Nikt. Żyjemy z dnia nadzień, mając nadzieję,że jutro
się obudzimy i będziemy żyć dalej. Żyć. Oddychać. Mamy
nadzieję, że prędko nie umrzemy.
___________________________________________________________________________
1
Fragmenty pios. Frnkiero Andthe Cellabration Stage 4 fear of trying
2
Fragmenty wiersza Arthura Rimbaud'a Statek Pijany
3 i 4
Fragmenty tragedii Williama Szekspira Makbet ( 3- akt III scena II; 4- akt IV scena III)